close
loading
Obraz 664.jpg

POCZĄTKI - PRZEZ SZWECJĘ - NORWEGIA - NORDKAPP - FINLANDIA

 

 

POCZĄTKI

 

 

Jak to zwykle bywa na początku był pomysł. Skandynawia a w szczególności Norwegia poprzez swoją dzikość przyrody były obiektem moich zainteresowań od dawna. Plany wyprawy powstały jakiś pół roku przed wyjazdem tym nie mniej były one bardzo luźne i zakładały po prostu głównie osiągnięcie Przylądka Północnego natomiast szczegóły trasy (tradycyjnie)były by ustalane w drodze.Tak się złożyło, że miałem do wykorzystania jeszcze cały urlop, szef przystał na kompromis i otrzymałem trzy tygodnie wolnego. Trzeba by napisać osobny rozdział o poszukiwaniach chętnych (i zdecydowanych!)osób na ten wyjazd. Najkorzystniejszy skład to cztery osoby. Koszty wtedy są już niezbyt wysokie a miejsca w samochodzie jest wystarczająco dużo. Wśród moich znajomych chęci nie brakowało ale z tym zdecydowaniem...Kolejną pewną osobą poza mną był Marcin(Młody),kolega z Wa-wy, pracowaliśmy wtedy w jednej firmie. Dość,że po dłuższych poszukiwaniach dzięki ogłoszeniu w internecie znaleźliśmy dwie chętne osoby: Justyna i Jeremi z Gliwic. Znając mniej więcej ceny jedzenia w Skandynawii postanowiliśmy zaopatrzyć się praktycznie we wszystko w Polsce.Co okazało się zbawienne gdyż cena zwykłego chleba tostowego w Norwegii wynosiła 15-20 pln...Planując wyprawę samochodem mającym 24 lata można się obawiać o jej pozytywne zakończenie na samą wiadomość o wieku auta. Dlatego doceniam zaufanie jakim obdarzono mojego UAZ-a jak się później okazało w pełni na nie zasłużył.

 

Wyjazd zaplanowaliśmy na 4.07. i rzeczywiście tego dnia rozpoczęliśmy podróż. Dzień przed wyruszeniem odbieram z dworca W-wa Wschodnia Justynę i dopinam ostatnie sprawy organizacyjne. Z racji tego,że na promach nie wolno przewozić żadnych "materiałów wybuchowych" a do takich kwalifikuję się butla gazowa, kanistry z paliwami etc. Rezygnujemy z takowej butli na rzecz benzynowego prymusa pożyczonego od kolegi Profesora. Prymus pamięta jeszcze młodość swojego właściciela (przynajmniej tą wizualną bo Profesor młody duchem jest cały czas) a było to ...już jakiś kawałek czasu temu. Ale wyboru specjalnego nie ma a w razie kontroli byłby problem. Nikt z nas do tej pory promami nie pływał więc nie wiedzieliśmy, że kontroli tego typu generalnie nie ma i można przewozić pięć butli na raz ale, cóż...Profesor zapewnia, że sprzęt jest sprawdzony (made in CCCP 1976r.) a, że jest profesorem chemii więc coś tam o butlach i gazie musi wiedzieć. Tak zaopatrzeni wyruszamy 4.07.02 o 7.00 z Celestynowa. Koło 8.00 jesteśmy u Młodego, pakujemy go razem z manelami w samochód i odbieramy z ronda ONZ czwartego do brydża, czyli Jeremiego. Samochód zyskuje pochlebne opinie odnośnie komfortu jazdy, jest w nim jednak sporo ciszej niż w typowej "plandece". W czasie drogi do Gdańska nieźle się rozpadało lecz nie wpływa to na nasza prędkość podróży, która wynosi 70 km/h. Nie jest to dużo ale po kilku godzinach człowiek się przyzwyczaja a przy tej prędkości można wszystko dokładnie obejrzeć z okien samochodu wiec ma to swoje zalety. Prom odpływa o 18.00,powinniśmy być na terminalu o 17.

 

Wstępujemy jeszcze na zakupy w Gdańsku i kierujemy się na nabrzeże promowe. Trzeba przyznać, że dojazd do terminalu w Gdańsku to niezły labirynt. Jest nieco późno więc odczuwamy leciutki stres kogoś kto pędzi na peron, tyle, że do naszego pociągu wjeżdża się samochodem. Dziesiątki zakrętów i uliczek - wszystko na szczęście dobrze oznaczone i strzałki z włściwym kierunkiem zawsze się pojawiają... Bez żadnej kolejki podjeżdżamy do kontroli paszportowej. Jest już piękna pogoda, świeci słońce jest ciepło. Na nabrzeżu stoi już nasz prom "SILESIA".Prom jest bardzo duży i robi na nas dobre wrażenie a przecież nasz UAZ znalazłby w nim niemal swojego rówieśnika. Po wyjawieniu celu wyprawy,celniczka wyraża swoje ubolewanie w temacie podróży UAZem do Skandynawii i po sprawdzeniu paszportów wpada na pomysł sprawdzenia czegoś jeszcze,mianowicie numerów silnika lampą stroboskopową(!).Cóż, skoro ma pani taką ochotę...Podnoszę do góry posłusznie maskę i na pytanie "gdzie to jest?" pokazuję bliżej nie określone miejsce ze słowną adnotacją "na przeglądach to ten pan tam gdzieś zawsze zagląda...".Widzę, że służba celna w liczbie dwóch osób nie jest zadowolona z mojej odpowiedzi i stara się mnie nakłonić do dokładniejszego sprecyzowania miejsca a najlepiej do czynnej pomocy w sprawdzaniu więc odpowiadam już całkiem poważnie ,że "w tym roku miałem już numery sprawdzane i to mi wystarczy". Po tak wyraźnym braku zaangażowania z mojej strony służba celna w liczbie dwóch osób porzuca po chwili chęć inwigilacji mojego silnika i beż żadnych dodatkowych kontroli pozwala jechać dalej. Ślicznie dziękujemy i kierowani przez gościa z chorągiewkami, lądujemy na pokładzie promu. Prom jest rzeczywiście duży,zostawiamy UAZ a na pierwszym biegu i wchodzimy schodkami na górę.Wita nas w holu głównym sympatyczna pani i gość z białą muchą oraz niemożliwie znudzoną miną, grający na syntezatorze dość infantylne rytmy. Trochę mnie to śmieszy bo klimat prawie jak na "Misiu", Barei. Mamy wykupioną 4-osobową kajutę bo 19 godz. to trochę sporo na siedzenie w barze.Można wprawdzie bez problemu rozłożyć sobie karimatę i spac gdzieś w holu czy w korytarzu ale prowadzenie samochodu po takiej nocy to ciężka sprawa.Każdy dostaje po karcie chipowej zamiast kluczy i lokujemy się w kajucie. Kajuta jest dosyć obszerna ,przez lekko zbrązowiałą szybkę bulaju widać senną linię morza a w głośnikach miły, kobiecy głos wita nas na pokładzie w imieniu kapitana.  Wychodzimy wszyscy na górny pokład, porozkoszować się widokiem portu i wody,oglądanego z 4-tego piętra i prom zaczyna nabierać wibracji. Po sprawnym odcumowaniu,wychodzimy z Gdańskiego portu i kierujemy się na pełne morze... A więc się udało!Wyprawa rozpoczęta już na dobre. Dopiero teraz tak naprawdę można to dobrze odczuć. Odwrotu nie ma - zostaje tylko do pokonania daleki krąg polarny i powrót przez całą Skandynawie. Czy damy radę?...Jest w tym trochę obawy ale przeważa radość z odkrywania czegoś nowego oraz wiara,że musi się udać. Jest to możliwość sprawdzenia siebie,samochodu,zdobycia wielu nowych,ciekawych doswiadczeń. Zostawiając wszystkie rozterki na pokładzie, zagłebiamy się w strefę handlową promu.Jest tu parę sklepów gdzie jest rzeczywiście tanio jak to w strefie bezcłowej.

 

Kupuje zatem trzy butelki dobrej szkockiej mając oczywiście na uwadze(jako organizator) kondycję termiczną naszych organizmów na dalekiej północy. Wieczorem spędzamy miłe chwile spacerując po pokładzie oraz sycąc oczy bezkresem wody,przerywanym jedynie pieniście białym kilwaterem naszego promu. Póznym wieczorem wizytujemy sympatyczną dyskotekę,którą (niestety!)przesypiam zagłębiony w przytulne oparcia. Ci co mają jeszcze siły,czyli Młody,Justyna i Jeremi dokazują co niemiara.

 

Koło północy idziemy spać.Atmosfera w grupie jest bardzo dobra. Jadąc na trzy tygodnie z kimś kogo się absolutnie nie znało wcześniej,można i należy spodziewac się wszystkiego. W zestawieniu z obcymi jeszcze przecież ludzmi trzeba wyśrodkować swoje przyzwyczajenia, chęci, oczekiwania względem innych i atmosfery panującej podczas wyjazdu. Każdy składa się na 1/4 tego wszystkiego,ja może na troszkę więcej. Jeżeli każdy wyrazi chęć dobrego wypełnienia tej swojej części poprzez pewien kompromis na rzecz innych to osiagniemy pełen sukces. Ta zasada była w użyciu podczas tej wyprawy.