NORWEGIA, d1-3, d4, d5, d6, d7, d8, d9, d10, d11, d12, d13, d14 -15
DZIEŃ ÓSMY (180 KM)
• schodki palące łydki • piękne widoki • kontemplacja i wykwintne konserwy na języku trola • skoki i podskoki na krawędzi • powrót w ciemności •
26.VI (czwartek) Pobudka o 8:45. Przed nami piękna panorama fiordu...Obfite i pyszne śniadanko. Wyjeżdżamy ok. 12:50 w kierunku Oddy, min. przez tunel. 7140km. Po drodze mijamy wodospad Langfoss. Za godzinę zaliczamy kolejny, piękny wodny pokaz w postaci następnego imponującego wodospadu (zobaczyć koniecznie!).
Kierujemy się na Trolltungę czyli Język Trolla (60.125591, 6.739828). Wjeżdżamy w Tyssedal na górny parking pod same schodki - prywatną drogą na własne ryzyko i odpowiedzialność :) warto, bo podejście serpentynami jest bardzo męczące. Wyruszamy na Trolltungę !
Wyposażenie: buty górskie, długie spodnie, koszulka, windstopper (dobrze jest mieć opcjonalnie czapkę, rękawiczki, pelerynę, polar). W zależności od pogody można części odzieży się pozbyć lub coś na siebie włożyć. Trasa jest wielogodzinna i wiele się może zdarzyć po drodze. Niegdyś można było wjechać na szczyt kolejką, teraz zostały tylko tory i ...schodki. Niemal 800 schodków. Można po nich podążać w górę. Jest też pod nimi szlak. Ja wchodziłem schodkami. Trolltunga i jej schodki...:)
Można poczuć palenie łydek ;) W dalszej części ułożenie torów silnie wzrasta, tak że m się uczucie niemal pionowej wspinaczki. Wyruszamy z dołu o 16:50. Wejście zajęło mi jakieś 40 minut. Na Język Trolla docieramy o 21:27 po przejściu 11 km pośród skał i śniegu. A więc wejście zajęło nam 4,5 godz na prawdę zdrowym tempem. Obowiązkowa sesja fotograficzna. Po dość krótkim czasie, pomimo jeszcze świecącego słońca z braku ruchu robi się zimno i trzeba się ubrać. Nieprzyjemny, chłodny wiatr daje o sobie znać. Spotykamy dwóch chłopaków z Australii, mają zamiar nocować w okolicy.
Podczas wędrówki na szczyt widziałem jeszcze inne 2 namioty po drodze. To w Norwegii jest piękne – możesz robić się gdzie chcesz ale pamiętaj zostaw miejsce noclegu takie jakie zastałeś! Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że jedyny śmieć jaki znalazłem podczas tej wielogodzinnej wędrówki pochodził z Polski a dokładnie była to puszka piwa „żubr” ciśnięta w strumień...nasi tu byli ;( Zaczynamy schodzić o 22:20. Jest już dość ciemno. Schodzimy bez światła i dajemy radę. Podczas zejścia po „piekielnych schodkach” robimy trzy przystanki. Na dół docieramy o 1:40 i każdy z nieopisaną radością dopada wolnych ławek na samym dole aby uspokoić rozdygotane nogi :). Zejście zajęło nam 3,2 godz. Nasz łączny czas to praktycznie 9 godzin. I należy przyjąć takie minimum, chyba, że ktoś lubi biegać. O 3:50 zapadamy w sen, w przytulnym namiocie :)
DODAJ KOMENTARZ